Tysiące sposobów na wyciszenie, miliardy stron
internetowych, ciekawych fanpage’ów, relaksujących filmików podchodzących już pod
hipnozę, motywujących artykułów pełnych porad… A jednak nadal coś nas blokuje i
nie pozwala nam się wyciszyć. Przedstawiam więc moje sprawdzone sposoby. Można
czerpać do woli, modyfikować i dostosowywać do swoich potrzeb.
W poprzedniej części
wpisu „Pozwól sobie odpocząć” pisałam o samym odpoczynku oraz widocznym
problemie, jaki ten odpoczynek sprawia nam i ludziom, z którymi żyjemy na co
dzień. Sądząc po komentarzach pod postem i poza nim, problem faktycznie
istnieje. Z tego co udało mi się wywnioskować, najwięcej winien jest brak czasu
– dzień pełen ciągłej gonitwy, wypełniony obowiązkami i upływającymi terminami
na wszystko nie pozwala nam później na uspokojenie zmysłów, a jeśli już
pozwala, to trwa to zdecydowanie za długo by móc się tym w pełni cieszyć.
Zajrzałam do wujka Google
wpisując pierwsze z brzegu „sposoby na relaks” i, naprawdę, jest tego od groma.
Każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie w zależności od preferencji, trybu
życia czy chociażby rodzaju temperamentu. Dlaczego więc to ciągle jest taki
problem?
1. Bo wydaje nam się to zbyt proste.
1. Bo wydaje nam się to zbyt proste.
Zbyt łatwe jest wyjść na
spacer, no bo hej! Jak zwykły spacer może pomóc mi rozładować napięcie?
Słuchanie muzyki relaksacyjnej z dźwiękami natury? Za dużo czasu trzeba
poświęcić, poza tym co ja jestem? Stary pryk, żeby słuchać ćwierkania
skowronków? I tak dalej, i tak dalej…
Rada: Tak, właśnie takie
proste rzeczy mają nas uszczęśliwiać i relaksować. Jesteśmy ludźmi a nie skomplikowanymi
robotami, posiadamy zdolność samoregeneracji i organizm sam potrafi znaleźć
sposób. Nie potrzebujemy od razu terapeuty.
2. Bo tak strasznie
fiksujemy się na tym, że właśnie się relaksujemy, że w rezultacie spinamy się
jeszcze bardziej
Dobra, teraz będę medytować. Przez pierwsze pół
godziny szukam idealnie pasującej muzyki. Ta nie, bo ma w tle wkurzające
skrzypce, tu mi dudni bas, a tam jest plumkanie tybetańskich fujarek, które źle
mi się kojarzą z dzieciństwa. Dobra, muzyka już jest, teraz trzeba ogłosić
domownikom kategoryczny zakaz wstępu do mojego pokoju przez najbliższe 15
minut. Ale co, ale dlaczego, ale co będziesz robić? Medytować. Ohoho ahaha
uhuhu, medytooooować, tylko się nie zahipnotyzuj hehehe. Zasuwam rolety, siadam
wygodnie, puszczam muzykę. Oborzeoborzeoborze właśnie medytujęmedytujęmedytuję,
czy robię to źle, czy dobrze siedzę, leżę, słucham, oddycham? Jak właśnie wyglądam?
Pewnie żałośnie, pewnie podsłuchują pod drzwiami i gadają „Ona medytuje hehe”.
Dobra skup się, masz 15 minut żeby się wyciszyć, NO WYCISZ SIĘ DO CHOLERY!!!
Brzmi znajomo?
Rada:
Wyznacz sobie margines błędu i pozwól na niepowodzenia. Nie uda się dzisiaj to
uda się jutro, już i tak długo dajesz sobie radę nie mogąc się odprężyć, więc
jeden dzień więcej nie sprawi, że umrzesz z powodu stresu. Pozwól sobie robić
coś źle i nieudolnie. To też jest mega ludzkie.
Tylko tyle i aż tyle, w
skrócie – daj sobie szansę. Od gadania, że się nie da, faktycznie nic się nie
da. No bo jak?
Źródło https://www.flickr.com/photos/meaganjean/3475199344 |
Moje sposoby na relaks są
przeróżne, w zależności od tego, co w obecnej chwili mi doskwiera. Mój stres
mogę podzielić na 3 rodzaje (przynajmniej te 3 występują u mnie najczęściej):
a)
Lękowy (na
punkcie konkretnej rzeczy, lub bez żadnej przyczyny),
b)
Spowodowany
złością i ogólnym wkurzeniem (na pracę, rodziców, faceta, sąsiada, całe zło
tego świata),
c)
Całodzienne „rozpędzenie”,
czyli takie coś, co się ma kiedy wraca się z pracy i wygląda jak wrak
człowieka, ale zamiast posadzenia tyłka na kanapie, człowiek bierze się za
mycie okien, tak z rozpędu.
Według tych kryteriów dopasowuję sobie formę
relaksu. Robię to totalnie na wyczucie, nie podpieram się definicjami
stworzonymi przeze mnie samą. Po prostu słucham siebie i w danym momencie wiem
czego potrzebuję. Czyli co dokładnie?
1.
Jazda na
rowerze, ćwiczenia, sprzątanie
Działa
przy stresie (b). Przejechane 15 km w najbliższej okolicy potrafi zdziałać
cuda. Powiem jak Chodakowska „Endorfinki, endorfinki, endorfinki!!!” – tu akurat
masz kobieto rację. Człowiek wraca do domu wypluty i spocony, ale rozruszany i
szczęśliwy. Mam w głowie wyobrażenie zakamarków naszego ciała, które nie są
używane na co dzień, przez co zwyczajnie „dziadzieją”, są zastane, zapomniane i
pozarastane pajęczynami. Kiedy damy im okazję się obudzić, dostarczamy tlen,
one zaczynają funkcjonować normalnie, przez co nasze ciało wraca do swojego
rytmu i równowagi jako całość.
2.
Medytacja
połączona z wizualizacją
Działa
przy typie (a). Jakiś czas temu opowiadałam nawet o tym sposobie mojej dobrej
koleżance, która obecnie boryka się z męczącym problemem na tle lękowym. Nie
wiem czy kiedyś gdzieś o tym wyczytałam czy usłyszałam od kogoś, nie
przypominam sobie takiego momentu, dlatego podejrzewam, że wypracowałam to
sobie sama (co potwierdza, dlaczego uważam, że człowiek potrafi dać sobie radę
sam, choć oczywiście nie zawsze). Sposób polega na wyobrażeniu sobie swojego
lęku jako pewnego rodzaju twór, u mnie jest to najczęściej czarne kłębowisko poplątanych
grubych nici albo czarna bulgocząca gęsta maź, która zalega w środku i otępia
psychicznie i fizycznie. Ogólnie rzecz ujmując – wyobraź sobie swoją negatywną
energię, jakkolwiek by ona nie wyglądała. Następnie pomyśl, gdzie ona siedzi, w
której części twojego ciała. Twoja pierwsza myśl zapewne będzie tą właściwą. U
mnie zawsze jest to brzuch, każdy stres odczuwam właśnie tam. U ciebie mogą być
to nogi lub dłonie, jeśli doświadczasz ich drżenia, może być głowa, jeśli
odczuwasz jej ból. Może być też klatka piersiowa i serce, albo nawet całe
ciało. Kiedy już mamy ustalone co i gdzie w nas siedzi, pora na świadome,
kontrolowane pozbycie się tego. Jedni ludzie swój lęk wyrzucają, krzyczą,
mruczą, wyrywają z siebie (co może niebezpiecznie zbliżyć się do autoagresji).
Ja swój wydycham. W zależności od warunków, w pozycji siedzącej lub leżącej, na
łóżku lub w wannie – napełniam wymyślone, również zwizualizowane baloniki moją
czarną energią, czyli grubymi nićmi lub mazią, i wyrzucam je w powietrze by
mogły swobodnie odfrunąć. Każdy balonik to pełna zawartość płuc, od totalnego
napełnienia do kompletnego zera, tak, że już wiesz, że więcej powietrza nie
dasz rady wypuścić, aż do lekkiego bólu. Wydycham tak długo, aż powietrze,
które ze mnie wychodzi jest czyste i klarowne (też wyczucie). Wiem, może
wyglądać to komicznie, kiedy autentycznie przykładam dłoń do ust i dmucham w
nią powietrzem. Wiem, że na początku może być trudno, szczególnie jeśli chodzi
o koncentrację i „wkręcenie się” w to co właśnie robisz, ale mimo wszystko uważam,
że warto spróbować.
Przerzuciłam do Painta mój stres :P |
3.
Muzyka
relaksacyjna
Działa
przy typie (c), choć jestem przekonana, że spokojnie dałaby radę również przy
(a). W Internecie mamy tego mnóstwo, najczęściej w formie długich playlist:
tybetańskie, indyjskie, afrykańskie, space ambient, celtyckie, dźwięki natury.
Ja najczęściej wybieram nordycką, a dokładnie
Odpalam muzykę i co? I nic. Siedzę, leżę, oddycham. Jak mam naprawdę za dużo energii to czasem dokładam do tego rozciąganie, ale powolne i spokojne. Ogólnie robię to w formie transu. Oczywiście wizualizacje w tym wypadku są często nieuniknione, sama muzyka potrafi pokierować wyobraźnią i poprowadzić w nietypowe miejsca.
Akurat do
mnie trafiają takie mroczne, chóralne, lekko kościelne, pachnące stęchlizną i
kadzidłami jęki, ale dla tych co wolą dźwięki natury, polecam stronę, którą
podpatrzyłam u Kreatywy, mianowicie http://www.calm.com/
- świetne połączenie muzyki z wizualizacją.
Źródło http://youqueen.com/life/personal-development/how-to-fight-loneliness-8-tips/ |
Do tego mogłabym
spokojnie dołożyć jeszcze wiele innych rzeczy, jak wspomniany wcześniej spacer,
książkę, spotkanie z bliską osobą, rozmowę. Co człowiek to inne potrzeby i inne
sposoby. Kojarzycie scenę z „Wilka z Wall Street”, kiedy Mark uderzając pięścią
w pierś i mrucząc uspokaja się?
Z ciekawości – też spróbowałam
:D I też działa – prawdopodobnie uderzenia i mruczenie dostarcza ciału lekkich
wibracji, które rozluźniają akurat tę strefę. A więc sami widzicie – sposób na
relaks można stworzyć sobie samemu, swój własny niepowtarzalny. Ale
najważniejsze to to, by nie blokować się zarówno na niego, jak i na samo
napięcie. Sama dość długo wzbraniałam się przed podjęciem jakichkolwiek
działań, no bo sorry, ale dmuchanie wyimaginowanych balonów może wydawać się
lekko psychiczne, ale kij z tym! Wszyscy jesteśmy lekko psychiczni ;)
Zaakceptować i działać to
klucz do sukcesu, więc działajcie!
PS Hamaki w tym poście to nie przypadek! Odkąd rok temu kupiliśmy z chłopakiem dwuosobowy hamak jesteśmy dużo spokojniejszymi ludźmi :D Koszty nie są duże, prawo nie zabrania "wieszać się" w lesie. Kupujcie hamaki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz