Są dwie możliwości: albo
jesteś fanem tego drugiego i właśnie wpadłeś tu rozjuszony tytułem tego posta („Jak
to, do cholery, rap lepszy?!”), albo fanem tego pierwszego i jesteś tu po to,
by utwierdzić się w swojej zajebistości. Przykro mi, ale oboje trafiliście źle.
Kilka dni temu poszłam do
lokalnego radia udzielić wywiadu jako członek stowarzyszenia oraz jeden z
głównych koordynatorów najbliższego organizowanego przez nas muzyczno-fotograficznegoeventu. Stowarzyszenie zajmuje się promowaniem kultury hip-hop oraz
organizowaniem różnego rodzaju warsztatów i imprez. Po nagraniu tego co
należało nagrać i wyłączeniu dyktafonu, rozmowa z panią redaktor zeszła na inne, dużo luźniejsze
tory.
Typowa gadka, temat
powracający jak bumerang, leżący gdzieś w grupie razem z takimi banałami jak „polskie
szkolnictwo schodzi na psy”, „młodzież jest coraz gorsza” i ogólnie „wszystkiemu
winien jest Tusk”. Prędzej czy później odbędziesz z kimś rozmowę na temat tego,
czy „rap to muzyka dla półmózgów”, szczególnie jeśli jesteś trochę bardziej
otwarty na ten gatunek i ogarniasz o co w tej kulturze chodzi. Ile razy usłyszałeś lub wygłosiłeś podobny
osąd?
Nie ma nic durniejszego
niż porównywanie dwóch gatunków muzycznych i spieranie się, który jest lepszy
(no dobra, jeszcze bardziej idiotyczne jest naparzanie się kibiców Rakowa z
Włókniarzem, dwóch klubów dwóch różnych dyscyplin sportowych). Po pierwsze,
zdefiniuj „LEPSZY”, bo żeby coś mogło być lepsze to musi mieć sprecyzowane
kryteria oceny. No chyba, że chcesz zwyczajnie sobie popsioczyć na dresów spod
trzepaka. Zakładam jednak, że zależy nam
na merytorycznej dyskusji, więc zacznijmy od podstaw rzeczowej rozmowy i otwórz
na chwilę mózg na zupełnie nowe podejście.
Wiesz dlaczego nie da się
stwierdzić, że rap jest gównianą muzyką?
Bo ma inną funkcję niż
twój rock czy metal.
Tak samo jak gacie nie są
lepsze od kiecki, i na odwrót. Nosisz je w innych okolicznościach, mają inne
zastosowanie, w jakimś sensie jedno od drugiego jest lepsze, ale generalnie NIE
JEST lepsze.
Mieszkanie w domku też
nie jest lepsze od mieszkania w bloku.
Mój borze, nawet PIES OD
KOTA nigdy nie będzie lepszy!
Ale do rzeczy…
W czym rap jest lepszy?
Można powiedzieć, że
przez jakiś czas w tej kulturze siedziałam głębiej niż obecnie. Z moich
obserwacji mogę wyciągnąć mniej lub bardziej obiektywne wnioski jeśli chodzi o „lepszość”
rapu nad całą resztą.
1.
Rap jest dużo
bardziej prawdziwy
Przede
wszystkim dużo bardziej dosadny i teksty mówią wprost co jest dobre a co złe,
co autora wkurza. Nie ma owijania w bawełnę – dosadność i przekleństwa to tylko
wyraz ogromnego sprzeciwu wobec systemu.
2.
Rap jest dużo
bardziej „przenośny”
Koncert
możesz zagrać dosłownie wszędzie, jeśli tylko bazujesz na gotowych podkładach z
płyty. Możesz rymować razem z beatboxerem, więc na dobrą sprawę nie potrzebny
ci nawet prąd. Swoją muzykę możesz „zabrać” wszędzie i zaserwować ją z większą
swobodą gronu odbiorców. No chyba, że serwujesz ją z telefonu w autobusie – tak
nie rób.
3.
Rap łatwiej
trafia do młodzieży
Możesz
mówić, że trafia łatwiej, bo młodzież jest głupia, nieobyta, ma papkę zamiast
mózgu i tylko by ćpała po kątach. Niewątpliwie część z nich taka jest, ale dużo
prawdy jest też w tym, że spory odsetek artystów hip-hopowych w swoich tekstach
przemyca sporo treści wychowawczych. Cała kultura sama w sobie opiera się na
określonych wartościach moralnych i zasadach, o których pewnie nie wiesz, bo
znasz tylko Popka. Słyszałeś kiedyś o Rap Pegagogii? To kliknij.
Najśmieszniejsze
w tym wszystkim jest to, że ja nawet tego rapu nie słucham. Zresztą, nie umiem powiedzieć, czego słucham,
ale wiem na pewno, że nie słucham gatunków tylko muzyki. Wśród znajomych jednak
mam wielu zwolenników tej kultury – całe nasze Stowarzyszenie składa się z
takich osób plus ja, rodzynek, który nie słucha, ale docenia i rozumie. Podejrzewam,
że tych punktów mogłoby być dużo więcej, ale mimo wszystko nie jestem specem w
tej kwestii, więc pozostawiam otwarte pole osobom, które siedzą w temacie
głębiej. Mogłabym teraz przytoczyć kontrargumenty i napisać, że tak, uważam, że
ta muzyka jest bardziej prymitywna i nie wymaga specjalnego talentu by ją
tworzyć, w porównaniu na przykład z zespołami grającymi rock symfoniczny. Albo,
że jest dla debili, bo teksty są wyłożone jak krowie na rowie a nie owinięte w
poetyckie frazy o przemijaniu i bólu istnienia. Tak, widzę tę różnicę, ale co z
tego, że walory artystyczne są tutaj zepchnięte na dalszy plan?
Bo to
zupełnie inna funkcja. Rap ma przede wszystkim mówić.