Dawniej było prościej - miałeś 10 lat i zasób problemów ograniczony do kwestii karteczek w segregatorze i tego, czy jesteś lubiany na podwórku. Najlepsze w tym było to, że nie musiałeś żyć długo w niepewności, bo kiedy ktoś miał cię w nosie to a) zachowywał się tak, że ewidentnie było to widać, lub b) mówił ci to w twarz. Im jesteś starszy tym trudniej jest wykminić co dana osoba ma obecnie w głowie i w rezultacie dochodzi do sytuacji, że bujasz się w jakiejś chorej relacji przez X lat, bo nawzajem się oszukujecie. Ja już wiem, kiedy wybrać tryb ewakuacji.
![]() |
Źródło http://1cita.com/dating_tips/DS_end_friendship |
Człowiek z biegiem lat ma naturalnie mniej czasu na spotkania ze
znajomymi, bo albo ma absorbującą pracę, albo studia, albo właśnie zakochał się
bez pamięci i świat dla niego przestał istnieć, albo zwyczajnie w świecie woli
obejrzeć serial czy poczytać książkę niż prowadzić bzdurne konwersacje z
osobami, z którymi nie do końca się dogaduje. Każdy ma prawo do swojego wyboru,
ja również, dlatego mówiąc prosto z mostu - nie należę do osób, które mają
kilkanaście sztuk znajomych i z każdym z osobna jestem mega zżyta. Nie chodzę
na domówki ani do klubów. Utrzymać dobry poziom relacji jest mi równie ciężko
jak simowi, któremu spada słupek "znajomości" kiedy za długo nie
dzwoni do drugiego sima. Ale najciekawsze jest to, że kiedy poznałam przyczynę
takiego stanu rzeczy, nagle przestało mi to przeszkadzać!
Bo wiecie, wszystko powinno przychodzić naturalnie i tylko w taki
sposób ma szansę faktycznie istnieć i nie generować problemów, irytacji czy
nawet bólu. Kiedy więc zaczynam czuć, że coś poważnie zgrzyta - poddaję się,
pozwalam relacji rozwinąć sie bądź zakończyć naturalnie. Nie ma żadnego sensu
udawanie niczego ani przed sobą ani drugą osobą, bo dochodzi wtedy do
idiotycznych sytuacji, że siedzisz z kimś, patrzysz i słuchasz co mówi,
jednocześnie mając ochotę wcisnąć magiczny przycisk otwierający ukrytą pod tobą
zapadnię i teleportować się gdziekolwiek. Siedzisz i zastanawiasz się czy to z
tobą czy może jednak z tą osobą jest coś nie tak. Spotykasz taką osobę na ulicy i uprawiacie
żenujący small tak opierajacy się głównie na "Co tam?", "Trzeba
się zgadać na jakieś piwko", "O kolegach zapomniałeś",
"Zdzwonimy się", po czym odchodzisz majac nadzieję, że zapomnicie. To
właśnie z takich rozmów biorą się później na ostatnią chwilę odwoływane
spotkania.
Byłam świadkiem właśnie takiego naturalnego rozpadu znajomości i
od tamtej pory czuję ulgę. Są bowiem typy osób, których znieść nie potrafię -
aktywni doradzacze, upośledzeni przechwalacze i sępy. Aktywny doradzacz do
złudzenia przypomina mi moją mamę, bo uwielbia stwierdzenie
"Powinnaś..." i ma jakąś wyimaginowaną wizję mojej osoby, kariery
zawodowej, przyszłości, oraz tego co lubię a czego nie. Do takiej osoby
zazwyczaj nie docierają tłumaczenia, że to nie dla mnie, że wolę skupić się na
tym i na tym, że chcę robić jednak to co robię obecnie i czuję się w tym
doskonale. Nie. Te osoby wiedzą lepiej co dla ciebie dobre, bo skoro to jest
dla nich dobre, to jak może być złe dla ciebie, na Boga?! Podsumowując - idąc
na takie spotkanie czuję się wspaniale, jestem sobą, przekonana o swojej
wartości i jakości swojego życia. Wracając ze spotkania czuję się jak zdeptana
szmata do podłogi, która nie wie nic o świecie, jest ograniczona na nowości i
utknęła w swoim grajdołku. Żegnam więc, robię swoje dalej.
Upośledzony przechwalacz to jeszcze gorszy gatunek, z którym
również miałam przyjemność obcować. Siedzisz z takim 3 godziny i po 3 godzinach
uświadamiasz sobie, że wiesz o nim wszystko, ale jakoś nie potrafisz sobie
przypomnieć żebyś chociaż raz powiedział coś o sobie słysząc pytanie "a co
u ciebie?". Serio. Wiesz ile cali ma jego telewizor, ile zarabia, ile
kosztował komputer. Znasz historie z prywatnego życia, wiesz jak świetnie mu
się układa, podczas gdy ty sączysz kolejny kieliszek wina i tak strasznie
chcesz się pochwalić, że wczoraj obroniłeś magisterkę... ale nikt nie pyta co u
ciebie. Stąd "przechwalacz", "upośledzony" zaś stąd, że kompletnie nie czuje, że chyba się lekko zapędził, nie ogarnia, że nie na tym polega spotkanie z drugą osobą. Jak przy takim zachowaniu można mieć jakiekolwiek złudzenie, że tę osobę interesuje Twoje życie? Skoro nie, to podobnie jak w przypadku aktywnego doradzacza, również żegnam, nie tego szukam.
Sęp, jak sama nazwa wskazuje, sępi i żeruje. Gatunek, który jest
tak popularny, że zastanawiałam się czy w ogóle o nim tutaj wspominać, ale jak
wszyscy to wszyscy, również banały. Ten czeka tylko na to, co od ciebie dostanie, jest
wspaniałym przyjacielem kiedy czegoś potrzebuje, ostrość widzenia kończy się na
czubku jego nosa, typowy manipulator. Dla mnie wystarczyła jedna obrazowa i
czysta sytuacja, która była niczym kubeł zimnej wody i strzał w twarz, ale dzięki
której poznałam prawdziwe oblicze tej jednej osoby. Relacja momentalnie poszła
na dalszy plan a ja zaczęłam oddychać świeżym powietrzem.
![]() |
Źródło http://www.everydayminimalist.com/wp-content/uploads/2013/03/ |
Całe szczęście, że mam przy sobie osoby wybijające się poza ten
tłum, z którymi mogę nie odzywać się miesiąc po czym spotkać się i mile spędzić
czas na niekończącym się gadaniu bez spoglądania na zegarek. Nie jest ich
wielu, ale wystarczyło zaakceptować swój charakter by przestało być to
problemem. Nie ma nic gorszego jak zapychanie swojego cennego wolnego czasu
bezwartościową relacją, bo o ile stwierdzenie "czas to pieniądz" jest
prawdziwe, to "czas to zdrowie" jest chyba jeszcze bardziej
prawdziwe. Dlatego właśnie warto wybierać rozsądnie i nie bać się drastycznych
zmian, bo choćbyśmy mieli przez rok nie mieć bliskiej nam osoby, to lepiej
przeżyć ten rok w spokoju i z szacunkiem do siebie samych.