Dawniej było prościej - miałeś 10 lat i zasób problemów ograniczony do kwestii karteczek w segregatorze i tego, czy jesteś lubiany na podwórku. Najlepsze w tym było to, że nie musiałeś żyć długo w niepewności, bo kiedy ktoś miał cię w nosie to a) zachowywał się tak, że ewidentnie było to widać, lub b) mówił ci to w twarz. Im jesteś starszy tym trudniej jest wykminić co dana osoba ma obecnie w głowie i w rezultacie dochodzi do sytuacji, że bujasz się w jakiejś chorej relacji przez X lat, bo nawzajem się oszukujecie. Ja już wiem, kiedy wybrać tryb ewakuacji.
Źródło http://1cita.com/dating_tips/DS_end_friendship |
Człowiek z biegiem lat ma naturalnie mniej czasu na spotkania ze
znajomymi, bo albo ma absorbującą pracę, albo studia, albo właśnie zakochał się
bez pamięci i świat dla niego przestał istnieć, albo zwyczajnie w świecie woli
obejrzeć serial czy poczytać książkę niż prowadzić bzdurne konwersacje z
osobami, z którymi nie do końca się dogaduje. Każdy ma prawo do swojego wyboru,
ja również, dlatego mówiąc prosto z mostu - nie należę do osób, które mają
kilkanaście sztuk znajomych i z każdym z osobna jestem mega zżyta. Nie chodzę
na domówki ani do klubów. Utrzymać dobry poziom relacji jest mi równie ciężko
jak simowi, któremu spada słupek "znajomości" kiedy za długo nie
dzwoni do drugiego sima. Ale najciekawsze jest to, że kiedy poznałam przyczynę
takiego stanu rzeczy, nagle przestało mi to przeszkadzać!