Są rzeczy, które kojarzą się źle. Są
dźwięki, których nie da się znieść, jak dźwięk widelca jeżdżącego po talerzu.
Są też takie zapachy, jak te, które wydziela zawartość autobusu z początkiem
wiosny, kiedy ludzie dopiero przyzwyczajają się, że trzeba myć się częściej ze
względu na zmieniającą się temperaturę. Są też słowa, które brzmią po prostu źle.
Dla mnie jednym z takich słów jest PRZYJAŹŃ.
Kiedy tak siedzę i sięgam
pamięcią do szkolnych czasów, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że miałam
kilka przyjaciółek. Miałam przyjaciółki w podstawówce, gimnazjum i liceum,
miałam też takie spoza szkoły. Przyjaciółki te były wymienne, nasze relacje
przypominały sinusoidę, raz na wozie, raz pod wozem, jak to mówią. Kiedy było
dobrze, to było świetnie, a kiedy było źle, to było tragicznie – rzadko było
między nami po prostu „w porządku”. Dziewczyny w wieku szkolnym potrafią być
dla siebie naprawdę okrutne, akurat na ten temat mogłabym powiedzieć sporo. Prawdę
mówią to za tym okrucieństwem zaczynam chyba tęsknić. Nie tak całkiem dawno
napisałam posta o tym, że czasem trzeba pozwolić samemu sobie na zakończenie toksycznej
znajomości, odciąć się grubą kreską od fałszu ze strony innych osób i iść dalej
nie oglądając się za siebie. Wspomniałam tam o typie sępa, który trzyma się ciebie
swoimi pazurami tylko po to by czerpać z tego zyski. Poniekąd widzisz co się
dzieje, masz przecież oczy i rozum, ale czekasz, bo może ona się opamięta. Mija
rok, a to nadal trwa.