Na wielu dziwnych
powielanych przeze mnie wzorcach zachowań potrafię się złapać, ale najbardziej
irytuje mnie i zadziwia moje powracające poczucie winy za coś, co właśnie robię
lub za coś, co właśnie jest mi robione. Tak było też dzisiaj, tym razem poszło
o udzielenie pomocy medycznej…
Niezbadane są zaułki
ludzkiej psychiki. Teoretycznie wszystko co robisz ma jakiś powód, genezę, jest
wywołane jakimś bodźcem, silną emocją, traumą z dzieciństwa, powielanym wzorcem
zachowań itd. W praktyce zaś robisz coś, a sam nie wiesz czemu. Gorzej –
czasami robisz jedno, bo wiesz, że tak trzeba/tak jest w porządku/tak zrobiłby
normalny człowiek (niepotrzebne skreślić), ale jednocześnie czujesz, że twoje
działania są sprzeczne z twoim uczuciem, moralnością, wewnętrznymi
przekonaniami opartymi na cholera wie czym. Jeszcze gorzej kiedy czujesz się z
czymś źle, a reszta ludzi kretyńsko puka się w czoło, kiedy mówisz o tym
otwarcie.
Odkąd pamiętam zawsze
czułam, że na coś nie zasługuję. Nie zasługiwałam na wygraną w konkursie
literackim w gimnazjum, szczerze mówiąc do tej pory uważam, że moje 2 miejsce
to była jakaś pomyłka, przez co miałam poczucie winy, że „przeze mnie ktoś
inny, kto zasługiwał bardziej, nie wygrał”. Nie zasługiwałam na dostanie się na
wymarzoną uczelnię, ciul z tym, że potem dowiedziałam się, że inne osoby z
grupy w sumie zdały maturę gorzej – na pewno zasłużyli bardziej, bo ich poziom językowy
jest na 100% wyższy od mojego, poza tym matura to bzdura i nie ma co patrzeć na
wynik.
Pamiętam taką sytuację na
uczelni sprzed lat. Podchodzę do swojej grupy, kilka dziewczyn i jeden chłopak,
wszyscy siedzą przy bufecie. Ten jeden chłopak na mój widok wstał, poszedł po
dodatkowe krzesło bym mogła usiąść przy nich. Myślcie co chcecie, ale ta
sytuacja, fakt, że koleś WSTAŁ I POSZEDŁ specjalnie dla mnie po krzesełko uderzyła
mnie tak bardzo, że nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież nawet nie poprosiłam! Ba, nawet przez myśl mi to nie przeszło! Sama bym sobie przyniosła, od tego mam ręce. A wiecie co jest gorsze? To,
że cała reszta towarzystwa była jeszcze bardziej zdziwiona moim zdziwieniem,
przez co uświadomiłam sobie, że chyba jest coś ze mną nie tak. Nie tak było to,
że w moim odczuciu nie zasługiwałam na to, by ktoś mi przynosił krzesło.
Dalej? Nie umiem robić
zakupów w lumpeksach, bo uważam, że skoro stać mnie na nowe rzeczy to nie mam
prawa kupować czegoś za ¼ ceny. Lumpeksy są idealne dla osób, które nie mogą
pozwolić sobie na nowe ubrania, mają 15 dzieci na 45m2, 6 psów i grzyba na
ścianie. Z jakiej racji mam wykupywać dobrej jakości swetry z Zary, oni mają do
tego większe prawo. Poczucie winy mode on.
Ogólnie mam tendencję do
dziękowania „za bardzo” w szczególności za wszelkie okazy bezinteresownej
dobroci i pójścia na rękę przez osoby obce lub dalszych znajomych. Sama jestem
poświęcić dużo czasu i energii by komuś się przysłużyć, z drugiej strony zaś
nie potrafię ze spokojem przyjąć pomocnej dłoni od kogoś innego. Ileż to już
razy robiłam darmowe sesje zdjęciowe koleżankom, rozsyłałam hurtowo notatki czy
nadkładałam drogi tylko po to, by komuś było wygodniej. Sama zaś nie
potrafiłabym skorzystać z czyjejś usługi i za nią nie zapłacić. Nie zasługuję,
bo i niby z jakiej racji?
I tak dochodzimy do dnia
dzisiejszego. Ostatni raz było u mnie pogotowie kiedy miałam jakieś 8 lat i
rozbolał mnie brzuch tak bardzo, że rodzice myśleli, że pięściami rozwalę
pralkę (następnego dnia sąsiadka przyznała się, że chciała dzwonić po policję) po
czym po przyjeździe ratowników sama błagałam o zastrzyk (7-letnie dziecko,
czujecie? O zastrzyk!). Dzisiaj pogotowie było u mnie drugi raz. Muszę mówić,
że czułam się z tym jak ostatnia kupa? Że kurde no NA BANK w tym momencie ktoś
na drugim końcu miasta umierał na zawał, bo nie było wolnej karetki! Czułam się
tak cholernie winna, że głupio mi było nawet powiedzieć lekarzowi „dzień dobry”,
bo wydawało mi się, że patrzy na mnie i moją mamę z politowaniem pt. „No i po
cholerę nas tu wezwaliście?”. Do czasu…
Do czasu aż nie
zobaczyłam na izbie przyjęć kim są ci potrzebujący. Żule. Żul za żulem żulem
żula poganiał. Inny zaś spał gdzieś na końcu korytarza, bo ciepło. Żul z guzem
na czole, bo na rauszu wyrżnął w krawężnik.
Jaki z tego morał?
Daj sobie prawo do bycia
wymagającym, czasem słabszym człowiekiem. Szanuj siebie a wtedy inni będą ciebie szanowali.
Wymagaj optymalnie dużo, bo na to zasługujesz.
Skoro żul z guzem zasłużył, to
ty tym bardziej.
Amen.