"Dzieciaki teraz to tylko przed komputerami siedzą", "Te podwórka takie puste", "Zero kreatywności". Coś w tym jest, to prawda, że na podwórku jakoś mniej tłoczno. Prawdą jest też, że w większości przypadków jeśli dziecku nie podsuniesz zabawy pod nos, to samo nic sobie nie wymyśli, a już na pewno nie na cały dzień, nie mówiąc już o zajawce na całe wakacje! Czym zajmowała się mała Kaśka, kiedy na komputerze mogła jedynie rysować w paincie i układać pasjansa?
![]() |
http://meggielynne.tumblr.com/post/45230557461/marshall-beach |
1. Albumy, pamiętniki, zeszyty
Kilogramy, stosy, tony albumów o wszystkim. O psach, kotach, owadach, księżniczkach, a na samym końcu o idolach. Największym projektem był prowadzony wspólnie z dwiema koleżankami album o (uwaga) Ich Troje (!), Alicji Janosz i Ewelinie Flincie. Było tam wszystko, zdjęcia, wywiady, przepisywane ręcznie teksty piosenek. W rezultacie wszystkie Bravo i Popcorny przypominały ser z dziurami, bo wszystko co nas interesowało było przenoszone do zeszytu. Miałyśmy też zeszyt z wierszami o Atomówkach (pisałyśmy je same), ale pomysł się nie przyjął :P
2. Podchody
Zabawa na cały dzień. Strzałki prowadzące prosto do celu oraz te "zmyłkowe", które prowadziły w jakieś dziuro-krzaki. Końcową nagrodą-skarbem była najczęściej butelka po litrowej Hoop Coli. Po drodze zdarzały się łamigłówki o najwyższym poziomie zaawansowania, typu "Dodaj 2 do 2. Tyle kroków zrób w stronę latarni, tam będzie następna strzałka".
3. Bazy w krzakach
Generalnie możnaby uznać, że krzaki były moim drugim domem :P Znosiliśmy tam wszystko, co można było znaleźć w okolicy - patyki, cegły, stare krzesła, deski... A że w naszym towarzystwie znalazło się kilku kolegów typu "złota rączka" to deski natychmiastowo przemieniały się w prowizoryczną krzakową meblościankę. Obecnie po krzakach nie ma śladu, większość naszych dawnych baz zostało zaoranych w celu budowy kolejnego parkingu wielkości pasa startowego.
4. Handel
Każdy coś próbował opchnąć - a to swoje rysunki, karteczki, kapsle, worek kamieni czy bukiet patyków ("To taka nowa moda, idź i zapytaj mamy. Jedyne 5zł!"). Ja, żeby nie przeginać z wcsikaniem bubli, prowadziłam stoisko z bransoletkami z muliny. Kokosów na tym nie zbiłam, ale przynajmniej dowiedziałam się od upierdliwego sąsiada czym są podatki i skarbówka. Tak, sąsiad skutecznie postraszył mnie policją, więc zwinęłam interes.
5. Blogowanie
Kulminacja blogowej fazy przypadła nam dokładnie na 2004 i 2005 rok, kiedy internet stał się już powszechny. "Powszechny", bo oczywiście zapobiegliwość moich rodziców ("Uzależni się") sprawiła, że byłam chyba ostatnia na osiedlu, która miała stałe łącze. W rezultacie blogowałam z doskoku u koleżanek. Pisałyśmy oczywiście o wszystkim - co robiłyśmy, kto w kim się zakochał, kto co zjadł i o której poszedł spać. Najśmieszniejszą anegdotką z całej tej blogowej przygody była akcja z dodawaniem linków na boczny pasek strony. Od samego początku, nie mając jeszcze doświadczenia z komputerem, każdy link do każdej strony przepisywałyśmy z górnego paska na kartkę, a następnie z kartki na stronę. Na szczęście kuzyn jednej z koleżanek, zaraz po zrezygnowanym facepalmie, litościwie poinformował nas o istnieniu funkcji Kopiuj-Wklej. Od tego momentu nasza blogowa kariera nabrała tempa, ale ostatecznie nic z tego nie wyniknęło - chyba niewiele osób chciało czytać o Diddlach :P
Oczywiście wszystkie standardowe wiszenie na trzepaku głową w dół, zabawy w berka, zbijaka, ziemię oraz wiele innych gier przez nas wymyślonych również były na porządku dziennym i nie ma nawet sensu o nich wspominać. Prawdą jest, że nie zamieniłabym tamtych czasów na żaden inny, jestem przeszczęśliwa, że miałam okazję bawić się bez tableta i całodniowego internetu, że wychodząc na dwór wszyscy już tam byli i nie potrzebowaliśmy komórek, że można było wyjść o 10 i wrócić o 22 pachnąc kurzem, błotem i, oczywiście, krzakami.