Jeszcze całkiem niedawno, zaledwie kilka lat
temu kiedy ktoś mówił, że ogląda seriale, to w głowie miałam jedyny słuszny i
klarowny obraz tej osoby – ograniczona umysłowo kura domowa (lub domowy kur) z
wałkami na głowie (tudzież wałkiem w ręku), granatowej podomce w białe wzorki
przeskakująca z kanału na kanał, od „Mody na sukces” do „M jak miłość”, robiąca
przerwy na zamieszanie makaronu, żeby nie przywarł. Nic dziwnego – do tej pory
seriale jawiły nam się jako obciachowe nic nie wnoszące, a wręcz odmóżdżające
produkcje, które nie porywały ani fabułą, ani grą aktorską, ani scenerią, nie
wspominając już o drugim dnie i głębszym przesłaniu. Słusznie?
Sama przez wiele lat przez
„serial” rozumiałam tylko telenowele puszczane po wieczornych wiadomościach lub
w okolicach godziny 17, czyli o idealnej porze dla wszystkich wspomnianych
wcześniej kur, kiedy wyszorowały już ostatnią patelnię. Na całe szczęście los
zesłał mi możliwość odkrycia i nauczenia się nowej kultury oglądania seriali.
Bo, Panie i Panowie, seriale, zarówno te polskie jak i zagraniczne, wkroczyły
już na zupełnie inny poziom i z całkowitą pewnością można mówić o nowej
generacji serialowych produkcji.
Całkowicie porzucając wieczorne telenowele,
których fabuły opierają się głównie na zdradach, dramatach zamkniętych łazienek
i spektakularnych wjazdach w śmiercionośne kartony, całkowicie pochłonęły mnie
produkcje nowe, zarówno kilkusezonowce jak i miniseriale. Spokojnie mogę
powiedzieć, że przez ostatnie 2 lata obejrzałam już całkiem sporo. Moim punktem
zaczepienia, od którego zaczęłam poszukiwać nowych ciekawych produkcji, było
to, aby niosły ze sobą pewną wartość, która mnie osobiście pasuje – stąd
pierwszym serialem obejrzanym w całości była „Dynastia Tudorów” (co totalnie
zgrało się z moją ówczesną fascynacją Henrykiem VIII).
Czym różnią się nowoczesne seriale ostatnich
lat od tych uważanych za obciachowe? Co zmieniło się w podejściu producentów i
reżyserów? Co takiego wyjątkowego możemy w nich znaleźć? Najłatwiej będzie
odpowiedzieć na te pytania na konkretnych przykładach. Przegląd 4 ulubionych,
najbardziej wyjątkowych i nietypowych seriali, które obejrzałam i które chce
się oglądać wielokrotnie powinien rozjaśnić sytuację. Nie będzie tutaj „Gry o
tron”, „Breaking Bad” czy „Wikingów” ze względu na oczywistość ich fenomenu i
to, że akurat o nich chyba więcej już napisać się nie da. Oglądałam je,
uwielbiam bardziej lub mniej (zależy od sezonu), ale to nie to, co dokładnie
mam na myśli mówiąc o nowej generacji.
1. "Bez tajemnic"
Polski serial produkcji
HBO z roku 2011-2013 składający się z zaledwie 3 sezonów, ale dość sporej ilości
odcinków w porównaniu z innymi produkcjami. Główną postacią jest
psychoterapeuta Andrzej Wolski, jedynym miejscem akcji jest jego gabinet, w
którym przyjmuje swoich pacjentów. Odcinki pojawiają się cyklicznie w taki
sposób, że każdemu z pacjentów przypisany jest dany dzień tygodnia, od
poniedziałku do piątku. W rezultacie danego pacjenta widzimy na ekranie co 5
odcinków. Każda z postaci zmaga się ze swoim życiowym problemem. Mamy tu
młodego żołnierza, który wrocił z Afganistanu, nastoletnią skrzypaczkę ze skłonnościami do autoagresji, starszą panią z depresją, księdza
zakochanego w kobiecie czy parę małżeńską w środku kryzysu. Każda z postaci z
odcinka na odcinek coraz to głębiej zarysowuje swoją historię i istotę problemu
z jakim przychodzi jej żyć. Niskobudżetowość serialu kompletnie nie jest
odczuwalna, bo to nie to jest w nim najważniejsze. Wartość tej produkcji to
przede wszystkim poruszanie kwestii chorób i zaburzeń psychicznych, takich jak
PTSD, borderline, depresja czy skłonności autodestrukcyjne, których nie mamy
okazji „oglądać” w innych serialach. Całość jest niezwykle klimatyczna i
uspokajająca, a dla osób zmagających się ze swoimi problemami bardzo budująca,
choć często bolesna.
Miniserial z 2014 roku
składający się z 4 części, każdy po 1 godzinie. Od samego początku trzeba
podkreślić, że serial ten nie jest dla wszystkich. Na pewno odnajdą się w nim
osoby o dość dużym stopniu wrażliwości na relacje międzyludzkie, szczególnie te
rodzinne. Historia opowiada o emerytowanej nauczycielce, surowej i
niedostępnej, ale o dobrym sercu i głębokiej wrażliwości. Jej charakter
przysparza wielu problemów zarówno osobom jej najbliższym jak i jej samej. Nie
jest to serial pełen zwrotów akcji, oparty jest głównie na obrazach i
dialogach. Już sama czołówka jest istnym dziełem sztuki. Akcja osadzona jest w Nowej Anglii, gdzie wietrzny i mglisty klimat
działa na serial jak przyprawa, która nadaje całości określonego
melancholijnego smaku, przy którym należy się zatrzymać i pomyśleć nad tym co w
życiu najważniejsze. Do tego niezwykle charyzmatycznie zarysowane postacie z
idealnie dobranymi do nich aktorami oraz współgrającą ze wszystkim muzyką
sprawiają, że mamy do czynienia z prawdziwą ucztą zarówno dla oka jak i duszy,
która zadaje ból i koi jednocześnie.
3. "Louie"
Kolejny serial tylko dla
ludzi ze specyficznym, raczej czarnym poczuciem humoru. Dramat połączony z
komedią w sposób niewyczuwalny. Jest to serial autobiograficzny po części
oparty na faktach, którego scenariuszem, reżyserią i odgrywaniem głównej roli
zajmuje się Louis C.K., amerykański komik, rozwodnik i ojciec dwóch córek.
Elementy fabularne opierające się na faktach z życia bohatera przeplatają się z
fragmentami występów stand-up’owych, w których w typowy dla siebie ironiczny
sposób komentuje swoje własne żałosne życie oraz otaczający go świat. Louie, będąc
odpowiedzialny za całokształt serialu, nie ma dla siebie litości, wręcz
przeciwnie – ma się wrażenie, że w każdym kolejnym odcinku coraz to bardziej
chce sobie samemu dokopać. Serial czasami przypomina nasz polski „Dzień świra”
ze względu na abstrakcyjność humoru a jednocześnie stoickie opanowanie i
wieczne zdziwienie głównego bohatera. W żadnym innym serialu mającym miano
komediowego nie znalazłam podobnego poziomu humoru, w którym znajdziemy zarówno
wulgarność jak i totalny brak poprawności politycznej. Nie należy jednak dać
się zwieść – pod przykrywką ironii kryje się wiele życiowych wartości
wypowiedzianych o wiele dobitniej niż gdziekolwiek indziej.
4. "True
Detective"
Choć w tym przypadku mogę polecić to tylko
pierwszy sezon (drugi opowiada inną historię, która nie jest dla mnie ani
wciągająca ani zrozumiała). Jest to świetna, choć krótka, bo podzielona na 8
godzinnych odcinków historia dwóch detektywów, Marty’ego i Rusta. Dostają oni
pewnego dnia przydział do sprawy morderstwa dziewczyny, które wydaje się być
powiązane z sektą I okultyzmem. Ze względu na to, że ich współpraca dopiero się
zaczyna, z odcinka na odcinek poznają się nawzajem i próbują wypracować wspólny
styl pracy. Nie jest to do końca łatwe, zważywszy na ich odmienność
charakterów. Historia jest naprawdę świetnie napisana. Gdy nasi bohaterowie
wgryzają się w sprawę, okazuje się być ona bardziej skomplikowana, niż można
było przypuszczać. Narratorami historii są sami wspomniani detektywi, którzy z
perspektywy 2012 roku omawiają sprawę, która właściwie miała miejsce w roku
1995. Całość jest okraszona grą aktorską najwyższych lotów i dialogami, które
czynią postaci autentycznymi i wiarygodnymi, a to wszystko ukazane jest w
pięknych klimatycznych kadrach, z których niejeden mógłby pretendować do miana
dzieła sztuki – żaden z nich nie jest tu przypadkowy zarówno na poziomie
symbolizmu, metafory czy chociażby techniki złotego podziału kadru. Spokojnie
można powiedzieć, że 90% stopklatek mogłyby być pojedynczymi,
pełnowartościowymi fotografiami. Muzyka dodatkowo podsyca klimat. Pomijając
świetny kawałek z czołówki, ścieżka dźwiękowa a to chowa się pod dialogiem, a
to gra pierwsze skrzypce, odpowiednio podkreślając nastrój danej sceny. Ogólnie
rzecz biorąc jest to bardzo precyzyjnie napisane dzieło, które świeci
przykładem na każdym możliwym poziomie.
Jak widzicie, każdy z tych seriali, pomimo
bycia zaklasyfikowanym do standardowych gatunków, takich jak komedia, dramat
czy kryminał, na pewno standardowe nie są. O ile dawniej uważałam, że oglądanie
seriali to kompletna strata czasu, o tyle dzisiaj wiem już, że najzwyczajniej w
świecie trafiałam na złe produkcje.
A co Wy oglądacie? Znacie jakieś seriale,
które Waszym zdaniem pretendują to miana dzieła sztuki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz