sobota, 22 sierpnia 2015

Nowa generacja seriali, czyli koniec obciachu

Jeszcze całkiem niedawno, zaledwie kilka lat temu kiedy ktoś mówił, że ogląda seriale, to w głowie miałam jedyny słuszny i klarowny obraz tej osoby – ograniczona umysłowo kura domowa (lub domowy kur) z wałkami na głowie (tudzież wałkiem w ręku), granatowej podomce w białe wzorki przeskakująca z kanału na kanał, od „Mody na sukces” do „M jak miłość”, robiąca przerwy na zamieszanie makaronu, żeby nie przywarł. Nic dziwnego – do tej pory seriale jawiły nam się jako obciachowe nic nie wnoszące, a wręcz odmóżdżające produkcje, które nie porywały ani fabułą, ani grą aktorską, ani scenerią, nie wspominając już o drugim dnie i głębszym przesłaniu. Słusznie? 



Sama przez wiele lat przez „serial” rozumiałam tylko telenowele puszczane po wieczornych wiadomościach lub w okolicach godziny 17, czyli o idealnej porze dla wszystkich wspomnianych wcześniej kur, kiedy wyszorowały już ostatnią patelnię. Na całe szczęście los zesłał mi możliwość odkrycia i nauczenia się nowej kultury oglądania seriali. Bo, Panie i Panowie, seriale, zarówno te polskie jak i zagraniczne, wkroczyły już na zupełnie inny poziom i z całkowitą pewnością można mówić o nowej generacji serialowych produkcji.
Całkowicie porzucając wieczorne telenowele, których fabuły opierają się głównie na zdradach, dramatach zamkniętych łazienek i spektakularnych wjazdach w śmiercionośne kartony, całkowicie pochłonęły mnie produkcje nowe, zarówno kilkusezonowce jak i miniseriale. Spokojnie mogę powiedzieć, że przez ostatnie 2 lata obejrzałam już całkiem sporo. Moim punktem zaczepienia, od którego zaczęłam poszukiwać nowych ciekawych produkcji, było to, aby niosły ze sobą pewną wartość, która mnie osobiście pasuje – stąd pierwszym serialem obejrzanym w całości była „Dynastia Tudorów” (co totalnie zgrało się z moją ówczesną fascynacją Henrykiem VIII).

Czym różnią się nowoczesne seriale ostatnich lat od tych uważanych za obciachowe? Co zmieniło się w podejściu producentów i reżyserów? Co takiego wyjątkowego możemy w nich znaleźć? Najłatwiej będzie odpowiedzieć na te pytania na konkretnych przykładach. Przegląd 4 ulubionych, najbardziej wyjątkowych i nietypowych seriali, które obejrzałam i które chce się oglądać wielokrotnie powinien rozjaśnić sytuację. Nie będzie tutaj „Gry o tron”, „Breaking Bad” czy „Wikingów” ze względu na oczywistość ich fenomenu i to, że akurat o nich chyba więcej już napisać się nie da. Oglądałam je, uwielbiam bardziej lub mniej (zależy od sezonu), ale to nie to, co dokładnie mam na myśli mówiąc o nowej generacji.

1.  "Bez tajemnic" 


Polski serial produkcji HBO z roku 2011-2013 składający się z zaledwie 3 sezonów, ale dość sporej ilości odcinków w porównaniu z innymi produkcjami. Główną postacią jest psychoterapeuta Andrzej Wolski, jedynym miejscem akcji jest jego gabinet, w którym przyjmuje swoich pacjentów. Odcinki pojawiają się cyklicznie w taki sposób, że każdemu z pacjentów przypisany jest dany dzień tygodnia, od poniedziałku do piątku. W rezultacie danego pacjenta widzimy na ekranie co 5 odcinków. Każda z postaci zmaga się ze swoim życiowym problemem. Mamy tu młodego żołnierza, który wrocił z Afganistanu, nastoletnią skrzypaczkę ze skłonnościami do autoagresji, starszą panią z depresją, księdza zakochanego w kobiecie czy parę małżeńską w środku kryzysu. Każda z postaci z odcinka na odcinek coraz to głębiej zarysowuje swoją historię i istotę problemu z jakim przychodzi jej żyć. Niskobudżetowość serialu kompletnie nie jest odczuwalna, bo to nie to jest w nim najważniejsze. Wartość tej produkcji to przede wszystkim poruszanie kwestii chorób i zaburzeń psychicznych, takich jak PTSD, borderline, depresja czy skłonności autodestrukcyjne, których nie mamy okazji „oglądać” w innych serialach. Całość jest niezwykle klimatyczna i uspokajająca, a dla osób zmagających się ze swoimi problemami bardzo budująca, choć często bolesna.



 2. "Olive Kitteridge"


Miniserial z 2014 roku składający się z 4 części, każdy po 1 godzinie. Od samego początku trzeba podkreślić, że serial ten nie jest dla wszystkich. Na pewno odnajdą się w nim osoby o dość dużym stopniu wrażliwości na relacje międzyludzkie, szczególnie te rodzinne. Historia opowiada o emerytowanej nauczycielce, surowej i niedostępnej, ale o dobrym sercu i głębokiej wrażliwości. Jej charakter przysparza wielu problemów zarówno osobom jej najbliższym jak i jej samej. Nie jest to serial pełen zwrotów akcji, oparty jest głównie na obrazach i dialogach. Już sama czołówka jest istnym dziełem sztuki. Akcja osadzona jest w Nowej Anglii, gdzie wietrzny i mglisty klimat działa na serial jak przyprawa, która nadaje całości określonego melancholijnego smaku, przy którym należy się zatrzymać i pomyśleć nad tym co w życiu najważniejsze. Do tego niezwykle charyzmatycznie zarysowane postacie z idealnie dobranymi do nich aktorami oraz współgrającą ze wszystkim muzyką sprawiają, że mamy do czynienia z prawdziwą ucztą zarówno dla oka jak i duszy, która zadaje ból i koi jednocześnie.



3. "Louie" 


Kolejny serial tylko dla ludzi ze specyficznym, raczej czarnym poczuciem humoru. Dramat połączony z komedią w sposób niewyczuwalny. Jest to serial autobiograficzny po części oparty na faktach, którego scenariuszem, reżyserią i odgrywaniem głównej roli zajmuje się Louis C.K., amerykański komik, rozwodnik i ojciec dwóch córek. Elementy fabularne opierające się na faktach z życia bohatera przeplatają się z fragmentami występów stand-up’owych, w których w typowy dla siebie ironiczny sposób komentuje swoje własne żałosne życie oraz otaczający go świat. Louie, będąc odpowiedzialny za całokształt serialu, nie ma dla siebie litości, wręcz przeciwnie – ma się wrażenie, że w każdym kolejnym odcinku coraz to bardziej chce sobie samemu dokopać. Serial czasami przypomina nasz polski „Dzień świra” ze względu na abstrakcyjność humoru a jednocześnie stoickie opanowanie i wieczne zdziwienie głównego bohatera. W żadnym innym serialu mającym miano komediowego nie znalazłam podobnego poziomu humoru, w którym znajdziemy zarówno wulgarność jak i totalny brak poprawności politycznej. Nie należy jednak dać się zwieść – pod przykrywką ironii kryje się wiele życiowych wartości wypowiedzianych o wiele dobitniej niż gdziekolwiek indziej.


To chyba najlepsza scena :D

4. "True Detective"


Choć w tym przypadku mogę polecić to tylko pierwszy sezon (drugi opowiada inną historię, która nie jest dla mnie ani wciągająca ani zrozumiała). Jest to świetna, choć krótka, bo podzielona na 8 godzinnych odcinków historia dwóch detektywów, Marty’ego i Rusta. Dostają oni pewnego dnia przydział do sprawy morderstwa dziewczyny, które wydaje się być powiązane z sektą I okultyzmem. Ze względu na to, że ich współpraca dopiero się zaczyna, z odcinka na odcinek poznają się nawzajem i próbują wypracować wspólny styl pracy. Nie jest to do końca łatwe, zważywszy na ich odmienność charakterów. Historia jest naprawdę świetnie napisana. Gdy nasi bohaterowie wgryzają się w sprawę, okazuje się być ona bardziej skomplikowana, niż można było przypuszczać. Narratorami historii są sami wspomniani detektywi, którzy z perspektywy 2012 roku omawiają sprawę, która właściwie miała miejsce w roku 1995. Całość jest okraszona grą aktorską najwyższych lotów i dialogami, które czynią postaci autentycznymi i wiarygodnymi, a to wszystko ukazane jest w pięknych klimatycznych kadrach, z których niejeden mógłby pretendować do miana dzieła sztuki – żaden z nich nie jest tu przypadkowy zarówno na poziomie symbolizmu, metafory czy chociażby techniki złotego podziału kadru. Spokojnie można powiedzieć, że 90% stopklatek mogłyby być pojedynczymi, pełnowartościowymi fotografiami. Muzyka dodatkowo podsyca klimat. Pomijając świetny kawałek z czołówki, ścieżka dźwiękowa a to chowa się pod dialogiem, a to gra pierwsze skrzypce, odpowiednio podkreślając nastrój danej sceny. Ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo precyzyjnie napisane dzieło, które świeci przykładem na każdym możliwym poziomie.



Jak widzicie, każdy z tych seriali, pomimo bycia zaklasyfikowanym do standardowych gatunków, takich jak komedia, dramat czy kryminał, na pewno standardowe nie są. O ile dawniej uważałam, że oglądanie seriali to kompletna strata czasu, o tyle dzisiaj wiem już, że najzwyczajniej w świecie trafiałam na złe produkcje. 

A co Wy oglądacie? Znacie jakieś seriale, które Waszym zdaniem pretendują to miana dzieła sztuki? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz