środa, 5 sierpnia 2015

Pozwól sobie odpocząć, cz. II - KONKRETY

Tysiące sposobów na wyciszenie, miliardy stron internetowych, ciekawych fanpage’ów, relaksujących filmików podchodzących już pod hipnozę, motywujących artykułów pełnych porad… A jednak nadal coś nas blokuje i nie pozwala nam się wyciszyć. Przedstawiam więc moje sprawdzone sposoby. Można czerpać do woli, modyfikować i dostosowywać do swoich potrzeb.


W poprzedniej części wpisu „Pozwól sobie odpocząć” pisałam o samym odpoczynku oraz widocznym problemie, jaki ten odpoczynek sprawia nam i ludziom, z którymi żyjemy na co dzień. Sądząc po komentarzach pod postem i poza nim, problem faktycznie istnieje. Z tego co udało mi się wywnioskować, najwięcej winien jest brak czasu – dzień pełen ciągłej gonitwy, wypełniony obowiązkami i upływającymi terminami na wszystko nie pozwala nam później na uspokojenie zmysłów, a jeśli już pozwala, to trwa to zdecydowanie za długo by móc się tym w pełni cieszyć.

Zajrzałam do wujka Google wpisując pierwsze z brzegu „sposoby na relaks” i, naprawdę, jest tego od groma. Każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie w zależności od preferencji, trybu życia czy chociażby rodzaju temperamentu. Dlaczego więc to ciągle jest taki problem?

1. Bo wydaje nam się to zbyt proste.
Zbyt łatwe jest wyjść na spacer, no bo hej! Jak zwykły spacer może pomóc mi rozładować napięcie? Słuchanie muzyki relaksacyjnej z dźwiękami natury? Za dużo czasu trzeba poświęcić, poza tym co ja jestem? Stary pryk, żeby słuchać ćwierkania skowronków? I tak dalej, i tak dalej…
Rada: Tak, właśnie takie proste rzeczy mają nas uszczęśliwiać i relaksować. Jesteśmy ludźmi a nie skomplikowanymi robotami, posiadamy zdolność samoregeneracji i organizm sam potrafi znaleźć sposób. Nie potrzebujemy od razu terapeuty.

2. Bo tak strasznie fiksujemy się na tym, że właśnie się relaksujemy, że w rezultacie spinamy się jeszcze bardziej
Dobra, teraz będę medytować. Przez pierwsze pół godziny szukam idealnie pasującej muzyki. Ta nie, bo ma w tle wkurzające skrzypce, tu mi dudni bas, a tam jest plumkanie tybetańskich fujarek, które źle mi się kojarzą z dzieciństwa. Dobra, muzyka już jest, teraz trzeba ogłosić domownikom kategoryczny zakaz wstępu do mojego pokoju przez najbliższe 15 minut. Ale co, ale dlaczego, ale co będziesz robić? Medytować. Ohoho ahaha uhuhu, medytooooować, tylko się nie zahipnotyzuj hehehe. Zasuwam rolety, siadam wygodnie, puszczam muzykę. Oborzeoborzeoborze właśnie medytujęmedytujęmedytuję, czy robię to źle, czy dobrze siedzę, leżę, słucham, oddycham? Jak właśnie wyglądam? Pewnie żałośnie, pewnie podsłuchują pod drzwiami i gadają „Ona medytuje hehe”. Dobra skup się, masz 15 minut żeby się wyciszyć, NO WYCISZ SIĘ DO CHOLERY!!!

Brzmi znajomo? 
Rada: Wyznacz sobie margines błędu i pozwól na niepowodzenia. Nie uda się dzisiaj to uda się jutro, już i tak długo dajesz sobie radę nie mogąc się odprężyć, więc jeden dzień więcej nie sprawi, że umrzesz z powodu stresu. Pozwól sobie robić coś źle i nieudolnie. To też jest mega ludzkie.


Tylko tyle i aż tyle, w skrócie – daj sobie szansę. Od gadania, że się nie da, faktycznie nic się nie da. No bo jak?

Źródło https://www.flickr.com/photos/meaganjean/3475199344


Moje sposoby na relaks są przeróżne, w zależności od tego, co w obecnej chwili mi doskwiera. Mój stres mogę podzielić na 3 rodzaje (przynajmniej te 3 występują u mnie najczęściej):
a)      Lękowy (na punkcie konkretnej rzeczy, lub bez żadnej przyczyny),
b)      Spowodowany złością i ogólnym wkurzeniem (na pracę, rodziców, faceta, sąsiada, całe zło tego świata),
c)       Całodzienne „rozpędzenie”, czyli takie coś, co się ma kiedy wraca się z pracy i wygląda jak wrak człowieka, ale zamiast posadzenia tyłka na kanapie, człowiek bierze się za mycie okien, tak z rozpędu.

Według tych kryteriów dopasowuję sobie formę relaksu. Robię to totalnie na wyczucie, nie podpieram się definicjami stworzonymi przeze mnie samą. Po prostu słucham siebie i w danym momencie wiem czego potrzebuję. Czyli co dokładnie?

1.       Jazda na rowerze, ćwiczenia, sprzątanie
Działa przy stresie (b). Przejechane 15 km w najbliższej okolicy potrafi zdziałać cuda. Powiem jak Chodakowska „Endorfinki, endorfinki, endorfinki!!!” – tu akurat masz kobieto rację. Człowiek wraca do domu wypluty i spocony, ale rozruszany i szczęśliwy. Mam w głowie wyobrażenie zakamarków naszego ciała, które nie są używane na co dzień, przez co zwyczajnie „dziadzieją”, są zastane, zapomniane i pozarastane pajęczynami. Kiedy damy im okazję się obudzić, dostarczamy tlen, one zaczynają funkcjonować normalnie, przez co nasze ciało wraca do swojego rytmu i równowagi jako całość.

2.       Medytacja połączona z wizualizacją
Działa przy typie (a). Jakiś czas temu opowiadałam nawet o tym sposobie mojej dobrej koleżance, która obecnie boryka się z męczącym problemem na tle lękowym. Nie wiem czy kiedyś gdzieś o tym wyczytałam czy usłyszałam od kogoś, nie przypominam sobie takiego momentu, dlatego podejrzewam, że wypracowałam to sobie sama (co potwierdza, dlaczego uważam, że człowiek potrafi dać sobie radę sam, choć oczywiście nie zawsze). Sposób polega na wyobrażeniu sobie swojego lęku jako pewnego rodzaju twór, u mnie jest to najczęściej czarne kłębowisko poplątanych grubych nici albo czarna bulgocząca gęsta maź, która zalega w środku i otępia psychicznie i fizycznie. Ogólnie rzecz ujmując – wyobraź sobie swoją negatywną energię, jakkolwiek by ona nie wyglądała. Następnie pomyśl, gdzie ona siedzi, w której części twojego ciała. Twoja pierwsza myśl zapewne będzie tą właściwą. U mnie zawsze jest to brzuch, każdy stres odczuwam właśnie tam. U ciebie mogą być to nogi lub dłonie, jeśli doświadczasz ich drżenia, może być głowa, jeśli odczuwasz jej ból. Może być też klatka piersiowa i serce, albo nawet całe ciało. Kiedy już mamy ustalone co i gdzie w nas siedzi, pora na świadome, kontrolowane pozbycie się tego. Jedni ludzie swój lęk wyrzucają, krzyczą, mruczą, wyrywają z siebie (co może niebezpiecznie zbliżyć się do autoagresji). Ja swój wydycham. W zależności od warunków, w pozycji siedzącej lub leżącej, na łóżku lub w wannie – napełniam wymyślone, również zwizualizowane baloniki moją czarną energią, czyli grubymi nićmi lub mazią, i wyrzucam je w powietrze by mogły swobodnie odfrunąć. Każdy balonik to pełna zawartość płuc, od totalnego napełnienia do kompletnego zera, tak, że już wiesz, że więcej powietrza nie dasz rady wypuścić, aż do lekkiego bólu. Wydycham tak długo, aż powietrze, które ze mnie wychodzi jest czyste i klarowne (też wyczucie). Wiem, może wyglądać to komicznie, kiedy autentycznie przykładam dłoń do ust i dmucham w nią powietrzem. Wiem, że na początku może być trudno, szczególnie jeśli chodzi o koncentrację i „wkręcenie się” w to co właśnie robisz, ale mimo wszystko uważam, że warto spróbować.

Przerzuciłam do Painta mój stres :P

3.       Muzyka relaksacyjna
Działa przy typie (c), choć jestem przekonana, że spokojnie dałaby radę również przy (a). W Internecie mamy tego mnóstwo, najczęściej w formie długich playlist: tybetańskie, indyjskie, afrykańskie, space ambient, celtyckie, dźwięki natury. Ja najczęściej wybieram nordycką, a dokładnie


Odpalam muzykę i co? I nic. Siedzę, leżę, oddycham. Jak mam naprawdę za dużo energii to czasem dokładam do tego rozciąganie, ale powolne i spokojne. Ogólnie robię to w formie transu. Oczywiście wizualizacje w tym wypadku są często nieuniknione, sama muzyka potrafi pokierować wyobraźnią i poprowadzić w nietypowe miejsca.
Akurat do mnie trafiają takie mroczne, chóralne, lekko kościelne, pachnące stęchlizną i kadzidłami jęki, ale dla tych co wolą dźwięki natury, polecam stronę, którą podpatrzyłam u Kreatywy, mianowicie http://www.calm.com/ - świetne połączenie muzyki z wizualizacją.

Źródło http://youqueen.com/life/personal-development/how-to-fight-loneliness-8-tips/


Do tego mogłabym spokojnie dołożyć jeszcze wiele innych rzeczy, jak wspomniany wcześniej spacer, książkę, spotkanie z bliską osobą, rozmowę. Co człowiek to inne potrzeby i inne sposoby. Kojarzycie scenę z „Wilka z Wall Street”, kiedy Mark uderzając pięścią w pierś i mrucząc uspokaja się?



Z ciekawości – też spróbowałam :D I też działa – prawdopodobnie uderzenia i mruczenie dostarcza ciału lekkich wibracji, które rozluźniają akurat tę strefę. A więc sami widzicie – sposób na relaks można stworzyć sobie samemu, swój własny niepowtarzalny. Ale najważniejsze to to, by nie blokować się zarówno na niego, jak i na samo napięcie. Sama dość długo wzbraniałam się przed podjęciem jakichkolwiek działań, no bo sorry, ale dmuchanie wyimaginowanych balonów może wydawać się lekko psychiczne, ale kij z tym! Wszyscy jesteśmy lekko psychiczni ;)


Zaakceptować i działać to klucz do sukcesu, więc działajcie!


PS Hamaki w tym poście to nie przypadek! Odkąd rok temu kupiliśmy z chłopakiem dwuosobowy hamak jesteśmy dużo spokojniejszymi ludźmi :D Koszty nie są duże, prawo nie zabrania "wieszać się" w lesie. Kupujcie hamaki! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz