piątek, 31 lipca 2015

Pozwól sobie odpocząć (cz. I)

Natłok myśli, natłok zdarzeń, natłok emocji. Dzień po dniu, chwile pędzące na złamanie karku w trasie dom-praca lub dom-szkoła. Ktoś znów coś od ciebie chce, prosi, pyta, zleca, wymaga i pogania. Deadline, raport, sprawozdanie. W tym wszystkim ty, a raczej ponad tym wszystkim wystający jedynie czubek twojej głowy.



Chyba nie potrafimy już odpoczywać. Walczymy z codziennością w systemie 24-godzinnym i kiedy nadchodzi weekend odbija nam szajba. Zakupy, sprzątanie, nadrabianie spotkań z ludźmi, udowadnianie wszystkim wokół, że jesteśmy super społeczni. Impreza, koncert, piwko, small talk i powrót do domu w środku nocy. Wybici z tygodniowego rytmu panicznie próbujemy upchnąć te FAJNE rzeczy w dwa dni, bo tak trzeba. Bo tak odpoczywają spoko ludzie. A może nie?

czwartek, 16 lipca 2015

Wspomagacze prokrastynacji (zrobisz to jutro...)

Piszesz licencjat? Magisterkę? Oblałeś matę na maturze? A może jesteś freelancerem i właśnie dostałeś ciekawe zlecenie, przy którym szorowanie zaschniętej patelni wydaje się być arcykreatywnym zajeciem? A może po prostu do Twojego urlopu zostało jeszcze sporo czasu, wszyscy wyjechali a Ty nie masz jak zabić czasu? Jeśli tak, to idealnie trafiłeś! 



Założę się, że jest tu parę osób, dla których wakacje nie są do końca wakacjami lecz okresem przejściowym pomiędzy oblaniem czegoś a poprawką. Albo nie podejściem do czegoś a drugim terminem. Sytuacja znana na 99% społeczeństwa, przynajmniej tej cześci, która miała jakąkolwiek przygodę z bardziej zaawansowaną edukacją. Żeby nie było - jestem świadoma powagi sytuacji, kampania wrześniowa lub obrona w październiku to nic fajnego zważywszy na to jak szybko wtedy lecą wakacje i jak ciężkim balastem jest świadomość, że w końcu TRZEBA usiąść na dupie, wylogować się z fejsa, uświadomić sobie, że i tak nie dasz rady obejrzeć całego youtuba, że okna są wystarczająco czyste a piasek na pustyni czuje się świetnie takim jaki jest i nie ma potrzeby go zamiatać.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Mam 25 lat i jestem nikim.

Dobra, żeby nie było tak dramatycznie od pierwszych zdań to od razu mówię, że nie będzie tu o braku celu, perspektyw i ogólnego użalania się nad sobą. Dzisiaj tylko o tym, jak łatwo było w młodzieńczych latach być kimś.


Pamiętacie siebie w gimnazjum czy liceum? Ja siebie tak. Szare trampki z czarnymi sznurówkami, pomalowane długopisem w symbole anarchii i fragmenty tekstów piosenek ulubionych zespołów. Torba w kolorze khaki z muzycznymi naszywkami i przypinkami. Na ręce gruby skórzany pasek z ćwiekami, na tyłku też. Ciemne dżinsy z wypchanymi kolanami, czarne bluzki, czarne koszulki, czarne swetry, czarny chleb, czarna kawa i czarna zawartość szafy. To co w głowie też miałam czarne. Nawet mój pies był/jest czarny, ale to pudel, więc możliwe, że się nie liczy. Statusy na GG mroczne i egzystencjalne, profil na Fotce pełen depresji, enigmy i weltschmerzu. Gdybym miała wtedy fejsa, to prawdopodobnie mój profil przypominałby krainę Hadesu. Moim ulubionym dniem było Święto Zmarłych. Żeby doprecyzować i zarysować sytuację pofatygowałam się o wygrzebanie z dna pudła mojego pamiętnika (!) i zrobienie kilku fotek (UWAGA 18+).