środa, 24 czerwca 2015

Czasem znajomość trzeba zwyczajnie zakończyć.

Dawniej było prościej - miałeś 10 lat i zasób problemów ograniczony do kwestii karteczek w segregatorze i tego, czy jesteś lubiany na podwórku. Najlepsze w tym było to, że nie musiałeś żyć długo w niepewności, bo kiedy ktoś miał cię w nosie to a) zachowywał się tak, że ewidentnie było to widać, lub b) mówił ci to w twarz. Im jesteś starszy tym trudniej jest wykminić co dana osoba ma obecnie w głowie i w rezultacie dochodzi do sytuacji, że bujasz się w jakiejś chorej relacji przez X lat, bo nawzajem się oszukujecie. Ja już wiem, kiedy wybrać tryb ewakuacji.

Źródło http://1cita.com/dating_tips/DS_end_friendship


Człowiek z biegiem lat ma naturalnie mniej czasu na spotkania ze znajomymi, bo albo ma absorbującą pracę, albo studia, albo właśnie zakochał się bez pamięci i świat dla niego przestał istnieć, albo zwyczajnie w świecie woli obejrzeć serial czy poczytać książkę niż prowadzić bzdurne konwersacje z osobami, z którymi nie do końca się dogaduje. Każdy ma prawo do swojego wyboru, ja również, dlatego mówiąc prosto z mostu - nie należę do osób, które mają kilkanaście sztuk znajomych i z każdym z osobna jestem mega zżyta. Nie chodzę na domówki ani do klubów. Utrzymać dobry poziom relacji jest mi równie ciężko jak simowi, któremu spada słupek "znajomości" kiedy za długo nie dzwoni do drugiego sima. Ale najciekawsze jest to, że kiedy poznałam przyczynę takiego stanu rzeczy, nagle przestało mi to przeszkadzać!

Bo wiecie, wszystko powinno przychodzić naturalnie i tylko w taki sposób ma szansę faktycznie istnieć i nie generować problemów, irytacji czy nawet bólu. Kiedy więc zaczynam czuć, że coś poważnie zgrzyta - poddaję się, pozwalam relacji rozwinąć sie bądź zakończyć naturalnie. Nie ma żadnego sensu udawanie niczego ani przed sobą ani drugą osobą, bo dochodzi wtedy do idiotycznych sytuacji, że siedzisz z kimś, patrzysz i słuchasz co mówi, jednocześnie mając ochotę wcisnąć magiczny przycisk otwierający ukrytą pod tobą zapadnię i teleportować się gdziekolwiek. Siedzisz i zastanawiasz się czy to z tobą czy może jednak z tą osobą jest coś nie tak. Spotykasz taką osobę na ulicy i uprawiacie żenujący small tak opierajacy się głównie na "Co tam?", "Trzeba się zgadać na jakieś piwko", "O kolegach zapomniałeś", "Zdzwonimy się", po czym odchodzisz majac nadzieję, że zapomnicie. To właśnie z takich rozmów biorą się później na ostatnią chwilę odwoływane spotkania.

Byłam świadkiem właśnie takiego naturalnego rozpadu znajomości i od tamtej pory czuję ulgę. Są bowiem typy osób, których znieść nie potrafię - aktywni doradzacze, upośledzeni przechwalacze i sępy. Aktywny doradzacz do złudzenia przypomina mi moją mamę, bo uwielbia stwierdzenie "Powinnaś..." i ma jakąś wyimaginowaną wizję mojej osoby, kariery zawodowej, przyszłości, oraz tego co lubię a czego nie. Do takiej osoby zazwyczaj nie docierają tłumaczenia, że to nie dla mnie, że wolę skupić się na tym i na tym, że chcę robić jednak to co robię obecnie i czuję się w tym doskonale. Nie. Te osoby wiedzą lepiej co dla ciebie dobre, bo skoro to jest dla nich dobre, to jak może być złe dla ciebie, na Boga?! Podsumowując - idąc na takie spotkanie czuję się wspaniale, jestem sobą, przekonana o swojej wartości i jakości swojego życia. Wracając ze spotkania czuję się jak zdeptana szmata do podłogi, która nie wie nic o świecie, jest ograniczona na nowości i utknęła w swoim grajdołku. Żegnam więc, robię swoje dalej.

Upośledzony przechwalacz to jeszcze gorszy gatunek, z którym również miałam przyjemność obcować. Siedzisz z takim 3 godziny i po 3 godzinach uświadamiasz sobie, że wiesz o nim wszystko, ale jakoś nie potrafisz sobie przypomnieć żebyś chociaż raz powiedział coś o sobie słysząc pytanie "a co u ciebie?". Serio. Wiesz ile cali ma jego telewizor, ile zarabia, ile kosztował komputer. Znasz historie z prywatnego życia, wiesz jak świetnie mu się układa, podczas gdy ty sączysz kolejny kieliszek wina i tak strasznie chcesz się pochwalić, że wczoraj obroniłeś magisterkę... ale nikt nie pyta co u ciebie. Stąd "przechwalacz", "upośledzony" zaś stąd, że kompletnie nie czuje, że chyba się lekko zapędził, nie ogarnia, że nie na tym polega spotkanie z drugą osobą. Jak przy takim zachowaniu można mieć jakiekolwiek złudzenie, że tę osobę interesuje Twoje życie? Skoro nie, to podobnie jak w przypadku aktywnego doradzacza, również żegnam, nie tego szukam. 

Sęp, jak sama nazwa wskazuje, sępi i żeruje. Gatunek, który jest tak popularny, że zastanawiałam się czy w ogóle o nim tutaj wspominać, ale jak wszyscy to wszyscy, również banały. Ten czeka tylko na to, co od ciebie dostanie, jest wspaniałym przyjacielem kiedy czegoś potrzebuje, ostrość widzenia kończy się na czubku jego nosa, typowy manipulator. Dla mnie wystarczyła jedna obrazowa i czysta sytuacja, która była niczym kubeł zimnej wody i strzał w twarz, ale dzięki której poznałam prawdziwe oblicze tej jednej osoby. Relacja momentalnie poszła na dalszy plan a ja zaczęłam oddychać świeżym powietrzem.

Źródło http://www.everydayminimalist.com/wp-content/uploads/2013/03/



Całe szczęście, że mam przy sobie osoby wybijające się poza ten tłum, z którymi mogę nie odzywać się miesiąc po czym spotkać się i mile spędzić czas na niekończącym się gadaniu bez spoglądania na zegarek. Nie jest ich wielu, ale wystarczyło zaakceptować swój charakter by przestało być to problemem. Nie ma nic gorszego jak zapychanie swojego cennego wolnego czasu bezwartościową relacją, bo o ile stwierdzenie "czas to pieniądz" jest prawdziwe, to "czas to zdrowie" jest chyba jeszcze bardziej prawdziwe. Dlatego właśnie warto wybierać rozsądnie i nie bać się drastycznych zmian, bo choćbyśmy mieli przez rok nie mieć bliskiej nam osoby, to lepiej przeżyć ten rok w spokoju i z szacunkiem do siebie samych.

8 komentarzy:

  1. Jakość, a nie ilość - to podstawa. Nie mam dużego grona znajmoych, ale wcale mi to nie przeszkadza. Z tego, co czytam, to moja mama mogłaby z Twoją przybić piątkę. Do tej listy dorzuciałabym jeszcze narzekaczy - przeciwieństwo przechwalaczy, równie upośledzony gatunek, który po za użalaniem się nad sobą i swoim życiem nic ciekawego nie ma do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Narzekacze jakimś cudem trzymają się z daleka ode mnie i chwała im za to :P Ale przyszło mi teraz do głowy, że jest jeszcze jeden gatunek, taki niereformowalny pieniacz, który broni swojego zdania tak zaciekle, że wkracza już na pole antylogiki i klepie swoją jadaczką utarte frazesy zasłyszane w telewizji lub pod warzywniakiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. So .... Moim zdaniem powinnaś znaleźć dużo wolnego czasu by wyjść ze mną i moją wspaniałą córcią na dobre lody, podczas których zrobisz nam zdjęcia :-D zaliczyłam wszystkie schematy???

    :-) :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Haaaa uwielbiam 😃 brakuje jeszcze "pokażę ci wszystkie zdjęcia z pierwszych dwóch tygodni jej życia, ale nie martw się, to tylko 10GB" 😘

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem za!!! Tylko że tylu nie mam ale zaraz wezmę aparat i w godzinę nadrobie :-P przy okazji będziesz mogla zobaczyć mój talent fotograficzny ;-)
    a tak poważnie to ostatnio Zośka została sama z moją mamą - wracam po godzinie a moja mama leci do mnie z pampersem i okrzykiem: patrz jakie ładne kupki Zosia robi przy babci :-D to nawet mi tak nie odbija :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z racji iż wiem, że Twoja mama ma fejsa to profilaktycznie zadbałabym o to, by nie miała telefonu z aparatem ani w ogóle żadnego dostępu do aparatu kiedy z nią jest, nigdy nie wiadomo z kogo będziemy się niedługo śmiać na "Beka z mamuś..." :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie robi zdjęć bo boi się Mikołaja :-P

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tez w pewnym momencie swojego zycia doszlam do tego, zeby odpowiednio dobierac znajomych. Nie mam ich wielu. A tych, na ktorych moge liczyc mam najmniej i najczesciej sa daleko.
    Wyzbylam sie z zycia Sepow, Doradcow i Przechwalcow (Narzekaczy, jak dodala Monika Dudzik) i tez mam to spokojne zycie, gdzie dziwne znajomosci nie zabieraja mi czasu.
    I Bogu dzieki!

    OdpowiedzUsuń